Choć nasza współpraca z Instytutem Zootechniki w podkrakowskich Balicach trwa już od kilku lat, nie było jeszcze konferencji, na której nie zmagałybyśmy się z odlotowym słownictwem. Gdy już opanowałyśmy gros najważniejszych terminów w rodzaju tryczków, owiec-maciorek, szpicaków, knurków, skopów i zielononóżek, organizatorzy tegorocznej konferencji p.t. “Innowacyjne rozwiązania w hodowli i produkcji zwierząt gospodarskich” (po raz kolejny) przypomnieli nam, że terminologia około-zootechniczna też nie zna granic… Dość wspomnieć morawy szczotlichowe i bliźniczkowe, traworośla, trzcinniki i rajgrasy, traworośla i psiary z tylko jednego referatu, który przypadł Eli… Lub wykład o produktach regionalnych, których nazwy nie wskazują nawet na typ wyrobu, jak (cytat z artykułu):
„sołdra to szynka z kością; karminadel to kotlet mielony; kastler to wędzony boczek; habas to słonina; kita to wędzona szynka wieprzowa; czernina to zupa z krwi gęsi lub kaczek; obóna i okrasa to surowe, posiekane mięso gęsi przyprawione solą, pieprzem i majerankiem, używane jako smarowidło na chleb; sosyska to cienka parówka; woszt to kiełbasa; przyzucha to szynka obsuszana przy kominie; żymlok to bułczanka; kumpia to wędzona w zimnym dymie łopatka wieprzowa; cmer to maślanka, kapołka to serwatka; kiszka to zsiadłe mleko; pomaska to masło; gołka, klocek, pucok i kara to krowi ser wędzony; lasfór to pstrąg, maranka to sielawa a piątniki to karpie na postne dni”
Więc była ostra jazda, po której wyszłyśmy z kabiny lekko oszołomione – może dlatego zrobiłyśmy sobie pamiątkowe zdjęcie z lochą, zamiast z uczestnikami tej niezapomnianej konferencji …